Przed LeBronem Jamesem wyjątkowy sezon, bowiem wystąpi w jednej drużynie ze swoim synem. Jeden z najlepszych koszykarzy w historii wierzy, że w nadchodzącym sezonie Lakers będą w stanie walczyć o mistrzostwo.
- Robiliśmy to już wcześniej i nadal mamy graczy, którzy są w stanie zrobić różnice. Razem z Anthonym Davisem wierzymy, że możemy namieszać. Czujemy się na tyle mocni, że moim zdaniem będziemy mogli odnieść sukces – przyznał James.
Lakers swoje ostatnie mistrzostwo zdobyli w 2020 roku, kiedy to w „bańce” w Orlando byli zdecydowanie najlepszym zespołem. Od tego czasu nie szło im najlepiej – poza zeszłym rokiem, kiedy to dotarli do finałów konferencji Zachodniej, gdzie lepsi okazali się późniejsi mistrzowie, czyli Denver Nuggets.
James liczył, że włodarzom klubu uda się ściągnąć tego lata konkretne posiłki. Był nawet gotowy, by podpisać mniejszy kontrakt, jeśli Rob Pelinka ściągnąłby Klaya Thompsona, Jamesa Hardena, Jonasa Valanciunasa, bądź DeMara DeRozana. Do tego nie doszło, ale LeBron i tak nie podpisał maksymalnego kontraktu, by Lakers mogli podejmować ruchy transferowe. W ramach dwuletniej umowy ma zarobić 101,3 miliona dolarów.
- Prawda jest taka, że do tanga trzeba dwojga. Myślę, że nasz sztab zrobić wszystko, by ściągnąć jak najlepszych graczy, ale niestety się to nie udało. Nie jestem w koszykówce od wczoraj, dlatego wiem, że to normalne. Nie będziemy teraz płakać, musimy się skupić na naszej przyszłości – dodał.
Jak dotąd Lakers nie pozyskali żadnego nowego gracza z wolnej agentury. W drafcie wybrali Daltona Knechta, który ma być sporym wsparciem pod kątem strzeleckim oraz syna LeBrona – Bronny’ego. Ponadto przedłużyli kontrakt z Maxem Christiem, który za cztery lata ma zarobić 32 miliony dolarów.