Brandin Podziemski ma za sobą fantastyczny debiutancki sezon, w którym udowodnił swoją ogromną wartość. Okazuje się, że młody koszykarz mogący występować na pozycji rozgrywającego i rzucającego mógł w ogóle nie uprawiać koszykówki.
- Mój tato zawsze chciał, żebym grał w baseball. Kiedyś wracaliśmy samochodem z turnieju w Nashville i w pewnym momencie po prostu powiedziałem mu, że nie chcę już grać w baseball i chciałbym postawić na koszykówkę. Pamiętam, że prawie się rozpłakał z tego powodu. Próbował mnie przekonać do zmiany zdania. Mówił, że mam olbrzymi talent i powinienem grać dalej w baseball. Odpowiedziałem mu, że jeśli pozwoli mi grać, to odniosę sukces w koszykówce. Kilka lat później zostałem wybrany w drafcie i dostałem się do NBA, więc w sumie dotrzymałem słowa – powiedział koszykarz.
W swoim debiutanckim sezonie Podziemski rozegrał 74 spotkania, choć początkowo nie łapał się do pierwszego składu. Został nawet odesłany do G-League, ale o zatrzymanie go w pierwszym składzie poprosił między innymi Draymond Green. Brandin szybko udowodnił swoją wartość, a na przestrzeni całego sezonu notował 9,2 punktu, 5,8 zbiórki, 3,7 asysty oraz 0,8 przechwytu. Trafiał 45,4% rzutów z gry oraz 38,5% za trzy.
Obecnie Brandin spędza czas w Paryżu, gdzie oprócz zwiedzania, kibicuje także kadrze USA podczas zmagań w Lille. Temat jego gry dla reprezentacji Polski podczas przyszłorocznego EuroBasketu nie upadł, ale wydaje się coraz bardziej wątpliwy. Podziemski znalazł się w gronie młodych zawodników, którzy dociążali pierwszy skład USA przed Igrzyskami. O ile do powołania wciąż daleka droga, to młody koszykarz Golden State Warriors wciąż nie podjął decyzji, który kraj chciałby reprezentować. Gra dla Polski byłaby spełnieniem marzeń jego dziadka.