Nawet w najlepszych snach, Jimmy Butler lepiej nie wymyśliłby sobie przyjazdu byłych kolegów z Minneapolis do jego nowego miejsca pracy. Philadelphia 76ers przejechała się po Wolves, a Jimmy, do spółki z Joelem Embiidem, nie ukrywali radości z tego powodu.
Minnesota Timberwolves – Philadelphia 76ers 107:149
Kibice Timberwolves musieli przełknąć w tym sezonie już wiele gorzkich pigułek. 30-punktowa porażka przeciwko Bucks, 26 oczek straty do Spurs, 30 do Trail Blazers. To, co wyrządzili im dziś zawodnicy Sixers trudno nazwać jednak gorzką pigułką – to całe opakowanie pigułek nie do przełknięcia, jeśli grasz w drużynie z aspiracjami na grę w play-offs.
Andrew Wiggins i Karl-Anthony Towns przylecieli do Philly stanąć naprzeciw nowych kolegów Jimmy’ego Butlera, z którym jeszcze do niedawna celowali w szczyty Konferencji Zachodniej. Rok temu plany zakończyły się na pierwszej rundzie play-offs. W tym sezonie – na kilku kłótniach i głośnym odejściu Butlera do Filadelfii. Nietrudno domyślić się, że Butlerem i Timberwolves kierują dziś bardzo skrajne uczucia.
Sixers nie mieli litości – w pierwszej połowie zaaplikowali rywalom aż 83 punkty. Wydawało się, że kilka godzin później, po 51-punktowej pierwszej kwarcie wynik ten poprawią Golden State Warriors, jednak nic z tego. Podopieczni Bretta Browna okazali się najbardziej bezwzględną drużyną tego wieczoru.
Jimmy nie mógł odpuścić sobie wbicia małej szpilki byłym kolegom:
Patrzę przez pryzmat przeszłości…w przyszłość!
Oczywiście nie jesteś odosobniony w dobijaniu pokonanych rywali, kiedy masz w drużynie Joela Embiida.
31 marca Butler i spółka przylatują do Minneapolis na rewanż. Kto zakończy trzeci miesiąc roku z uśmiechem na ustach?