Jaylen Brown we wczorajszym meczu z Miami Heat bardzo brutalnie potraktował Duncana Robinsona, narażając go na bardzo poważną kontuzję łokcia. Po spotkaniu twierdził, że w sumie niczego złego nie zrobił…
Na niecałe osiem minut do końca meczu Brown i Robinson splątali się rękami w sytuacji, gdy rzucający Celtics próbował złapać podanie od Derricka White’a. 27-latek miał rękę broniącego pod swoją i gdy sędziowie odgwizdali faul, zamiast skupić się na grze, Brown postanowił zaatakować swojego przeciwnika. Koszykarz z dużym impetem wygiął jego rękę, która w łokciu niemalże wygięła się w drugą stronę. Sędziowie ukazali go faulem flagrant-1, choć zdaniem niektórych powinien wylecieć do szatni.
- To było brudne zagranie z jego strony. Takie zachowania sprawiają, że niektórzy wypadają z gry na całe sezony. W przeszłości było wielu zawodników, którzy właśnie po takich zagraniach doznawali naprawdę poważnych kontuzji. To było przede wszystkim niebezpieczne, ale też zupełnie niepotrzebne - powiedział po meczu Robinson.
Jaylen Brown na całą sytuację patrzył zupełnie inaczej. Rzucający Celtics stwierdził bowiem, że Duncan Robinson dokładnie wiedział, co robi i tak naprawdę była to jego wina. Dodał też, że próbował jedynie uwolnić swoje ramię, choć po nagraniu wideo można stwierdzić, że było to bardzo umyślne działanie.
- Miami jest znane z gry fizycznej i brudnych zagrywek, które często uchodzą im na sucho. Uważam, że Duncan wiedział, co chciał zrobić. Próbował się zaplątać, szukając jakiejś zaczepki. Ja nie wiem, o co dokładnie mu chodziło, ale założę się, że nie zrobi tego ponownie - dodał.
Zarówno Heat, jak i Celtics bardzo dobrze poznali się w ostatnich sezonach, dając nam fantastyczne serie w Play-Offach. W „bańce” w kampanii 2019/20 górą w finale konferencji byli zawodnicy Erika Spoelstry, którzy triumfowali 4-2. Sezon 2021/22 to triumf Celtics 4-3, a w zeszłym roku Heat zwyciężali po siedmiomeczowej serii.