John Wall i jego największe zwycięstwo

skroluj w dół
Źródło zdjęcia:
AP Photo

Po latach świetnych występów w barwach Washington Wizards, nad Johnem Wallem zebrały się czarne chmury. Powikłania po operacji Achillesa, smierć mamy, depresja, myśli samobójcze. Tak wyglądały ostatnie lata tego świetnego koszykarza.

Tak się wszystko zaczęło

Polscy fani dobrze znają Johna Walla. A to za sprawą fenomenalnego duetu, który stworzył z Marcinem Gortatem w Washington Wizards. To właśnie wspólnie z „Polskim Młotem” odnosił największe zwycięstwa. Do dziś pamiętam serię Play-Offów z Chicago Bulls, w której to Marcin dzięki świetnej współpracy z Wallem zdominował pod koszem czwartego w wyścigu po statuetkę MVP Joakima Noaha. To właśnie dzięki świetnej współpracy tej dwójki i świetnym rzutom Bradleya Beala drużyna ze stolicy niemal co roku meldowała się w drugiej fazie sezonu.

Gdy w 2017 roku Wall rzucił na zwycięstwo w siódmym meczu serii z Boston Celtics, oficjalnie został nowym królem stolicy. Kochało go absolutnie całe miasto, a fani snuli marzenia o mistrzostwie, do którego poprowadzi ich właśnie Wall. Nic więc dziwnego, że Wizards zdecydowali się zaproponować mu maksymalny kontrakt, a sam John wierzył, że zostanie w tym klubie do końca kariery. Rok później leżał jednak w łóżku z zerwanym Achillesem, który wpłynął na kolejne lata jego kariery. Samo zerwanie Achillesa wcale nie było najgorsze. Po operacji wdała się infekcja, po której koszykarzowi groziła nawet amputacja stopy.

Kontuzja nie była jednak jedynym zmartwieniem rozgrywającego. Największym ciosem okazała się utrata bliskich. Wall rok po zerwaniu ścięgna Achillesa stracił mamę, która walczyła z rakiem. Jak sam dziś podkreśla, była ona dla niego najlepszym przyjacielem.

- Kiedy mówię, że straciłem najlepszą przyjaciółkę, weźcie to na poważnie. Gdy byłem dzieckiem, wołali na mnie „Crazy J”, bo robiłem wszystko, do czego podpuszczali mnie koledzy. Miałem też drugie przezwisko - maminsynek. Teraz już wiesz, kim była dla mnie mama. Mój tata siedział w więzieniu i zmarł, gdy miałem dziewięć lat. Pozwolili mu wyjść, by się pożegnać. Mam jeszcze brata, ale on także siedział w więzieniu. Całym moim światem była więc mama, która pracowała na trzy etaty, by utrzymać rodzinę. Zdarzało się, że odcinali nam prąd, bo mama chciała, żebym pojechał na turniej koszykówki - przyznał koszykarz w swoim artykule.

Wall podkreśla, że to właśnie jego mama była całą motywacją. Wiedział, że koszykówka jest jedyną drogą, by wybić się i zapewnić jej życie na takim poziomie, na jaki zasłużyła.

- Jest jedna rzecz, której nigdy nie zapomnę. Kilka lat przed zachorowaniem na raka, otrzymałem zaproszenie na kolację do Białego Domu. Na ostatnią kolację Baracka Obamy jako prezydenta. Nie mogłem postąpić inaczej. Moją osobą towarzyszącą była mama, która była tym niezwykle podekscytowana. Ludzie zaczepiali mnie i prosili o zdjęcie, a ona mówiła „Halo, jestem mają Johna! To ze mną musisz sobie zrobić zdjęcie – wspomina gracz.

John stracił ją kilka tygodni po 29. urodzinach. Wspólnie z drużyną poleciał do Charlotte mimo, że wciąż przechodził rehabilitację. Zaraz po wylądowaniu odebrał telefon, w którym dowiedział się, że zmarła.

- Dotarliśmy do hotelu, a ja po prostu pękłem. Rozbiłem wszystko, co było w pokoju. Telewizor, lustro. To był moment, w którym zbliżyłem się do Brada, który wszedł do pokoju i po prostu był ze mną. Usiadł i był obok w najtrudniejszym momencie mojego życia. Jechaliśmy całą noc do szpitala i okazało się, że mama jest w śpiączce. Przez cały czas miała zamknięte oczy, więc gdy zaczęło robić się późno, wszyscy wyjechali do domów. Zostałem tylko z siostrami i nagle… ona otworzyła oczy. Nie mogła mówić, ale wiedziała, że tam jesteśmy. Podziękowałem jej za bycie najlepszą mamą. Nigdy więcej już nie otworzyła oczu. Czwartego dnia śpiączki, moja najlepsza przyjaciółka odeszła – wspomina gracz.

John Wall wraz z mamą

W kolejnym roku odeszła babcia. To wszystko w trakcie pandemii koronawirusa, która wpłynęła na psychikę wielu osób. Strata dwóch najbliższych osób sprawiła, że w Johnie „coś pękło”. Stracił wszelkie chęci do życia.

„Stary, potrzebuję pieprzonej pomocy”

Te słowa odegrały ważną, jeśli nie najważniejszą rolę w życiu Johna Walla. To właśnie po ich wypowiedzeniu w końcu otworzył się przed najbliższymi. Poprosił o pomoc - wykazał się największym możliwym aktem odwagi.

- Nie boję się powiedzieć, że byłem w bardzo ciemnym miejscu. Miejscu, w którym wydawało mi się, że jedyną opcją jest popełnienie samobójstwa. Wielu stwierdzi, że nie powinienem mówić takich rzeczy. To temat tabu, szczególnie w sferach, z których pochodzę. Ale mnie to nie interesuje, opowiem o tym - pisze koszykarz w swoim artykule na łamach The Players Tribune.

Koszykarz podkreśla, że nie chce prawić żadnych kazań. Podkreśla, że miejsce, z którego pochodzi sprawiło, że musiał szybko dorosnąć. Gdy miał 9 lat, był najstarszym mężczyzną w domu. Cała mentalność oscylowała wokół stwierdzenia, że nie potrzebuje niczyjej pomocy. Był pewny, że zawsze da sobie radę. Skoro przetrwał wszystko inne, to dlaczego nie to?

- Do dziś rozmawiam z moim terapeutą i wciąż mówię wiele szalonych rzeczy, przez które przeszedłem. Nigdy nie przestanę tego robić, bo naprawdę nie wiem, że to może wrócić. Ale teraz? Czuję się lepiej niż przez lata. Czuję, że znów oddycham świeżym powietrzem. Czuję spokój – kontynuuje.

Depresja to choroba

Jak informuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) depresja jest wiodącą przyczyną niesprawności i niezdolności do pracy na świecie, ale i najczęściej spotykanym zaburzeniem psychicznym. To choroba, którą można i należy leczyć, bowiem jej objawy mogą mieć charakter zarówno nawracający, jak i przewlekły.

Większość osób cierpiących na depresję prędzej czy później dosięgają myśli samobójcze, a 10 do 15% pacjentów z nawracającymi fazami depresyjnymi popełnia samobójstwo. Charakter tej choroby jest tak różnorodny, że wymaga ona zawsze indywidualnego podejścia do pacjenta.

- Stary, jakim cudem ty możesz mieć depresję? Masz przecież tyle pieniędzy, jesteś Johnem Wallem - czytamy m.in. na Twitterze.

To najczęściej popełniany błąd. Depresja może spotkać każdego - zarówno osobę bezdomną, jak i klasy średniej. Ale i najbogatszych - czego przykładem jest właśnie John Wall. W przypadku osób znanych dodatkową trudnością w leczeniu jej jest fakt, że niewiele z ich życia pozostaje w sferze prywatnej. Poszukiwanie wsparcia u psychologa, terapeuty czy psychiatry, może być powodem do jeszcze większej eskalacji krytyki czy krzywdzących ocen. I to jest problem XXI wieku.

- Ja wiem, że mam wielkie szczęście. Bo mam pieniądze. Ale kiedy byłem w najtrudniejszych momentach w swoim życiu, pieniądze i sława były daleko od moich myśli. One nic nie znaczą, jeśli w twoim życiu nie ma spokoju. Z zewnątrz, nigdy byś nie pomyślał, że coś jest nie tak. Nie mówiłem nic mojemu otoczeniu, nawet mojej prawej ręce. Dużo imprezowałem, próbując zamaskować cały ból. Zawsze miałem wokół siebie swoich ludzi, a kiedy chillowaliśmy w domu, mogłem po prostu zapomnieć. Ale kiedy wszyscy wracają do domu pod koniec nocy, a twoja głowa uderza w poduszkę? Nie ma mowy o zapomnieniu. Nie ma już maski.  Pewnej nocy, kiedy wszyscy moi ziomkowie wyszli i zostałem tylko ja, siedząc tam sam z moimi myślami, byłem tak bliski podjęcia niefortunnej decyzji i opuszczenia tej ziemi, jak to tylko możliwe. Tylko dzięki łasce Boga i miłości moich synów, wciąż jestem tutaj, by opowiedzieć swoją historię – mówi koszykarz.

W swoim artykule podkreśla, że to właśnie jego synowie odegrali kluczową rolę w tym, że wciąż jest wśród nas. Dodaje również, że myślał wówczas o pięknych momentach, jak ich pierwszy dzień szkoły, czy wspólne wakacje. Przed popełnieniem błędu powstrzymywały go myśli o tym, że nie może go tam zabraknąć.

John Wall ze swoim synem

Nowy początek w Los Angeles

Wall tego lata porozumiał się z Houston Rockets w sprawie wykupienia kontraktu, po czym podpisał dwuletnią umowę z Los Angeles Clippers, która opiewa na 13,2 miliona dolarów. John, choć dawno nie grał w koszykówkę, wydaje się być tym, czego brakowało w szeregach Clippers. Jeśli zdrowie dopisze - „Janek Ściana” wciąż może być czołowym rozgrywającym w lidze. A na pewno takim, którego brakowało w LA.

-  Nadal mam wszystko, co miałem w 2016 roku. Faktycznie w ciągu ostatnich trzech lat zagrałem zaledwie 40 meczów, ale to nie była moja wina, ani mój wybór. Byłem gotowy do grania i pokazywania tego, że wciąż mogę grać na najwyższym poziomie. Będę trzecią opcją w zespole, więc powinien mnie kryć trzeci najlepszy obrońca przeciwników. Życzę mu powodzenia - uśmiecha się dziś Wall.

I tutaj Wall może mieć sporo racji. Do pełni zdrowia powrócił już Paul George, który zmagał się z problemami z łokciem. Kawhi Leonard, który pauzował całe poprzednie rozgrywki został w końcu dopuszczony do treningów pięciu na pięciu i niewykluczone, że będzie gotowy już na start sezonu. BIG3 w postaci Wall - George - Leonard ma wszystko by włączyć Clippers do walki o najwyższe cele.  Niezbędne jednak będzie zdrowie, które niestety często staje na drodze koszykarzy.

- John jest koszykarzem, którego nam brakowało. Jego przebojowość, wjazdy na kosz i fakt, że widzi więcej, niż większość rozgrywających w lidze. To po prostu otwiera zupełnie inną grę, czego dotychczas z Kawhim nie mieliśmy. John wygląda świetnie, wrócił do siebie. Jest gotowy fizycznie i mentalnie. Jego forma strzelecka też jest najlepsza, jaką kiedykolwiek widziałem - powiedział Paul George.

Formę Johna Walla chwalili już nie tylko wspominani koszykarze, ale także uznany dziennikarz Marc Stein, który podkreślił, że Wall w trakcie treningów prezentował naprawdę dobrą formę. O ile fakt, że koszykarz rozegrał zaledwie 113 spotkań w ciągu pięciu lat może martwić, tak należy podkreślić, że John już od ponad roku jest zdrowy i pali się do gry. To, jak już wcześniej wspominałem, uniemożliwiali mu Houston Rockets, którzy próbowali na nim wymusić zrezygnowanie z milionowego kontraktu. Mimo to, Wall pozostawał w treningu z drużyną, więc jego nieobecność w oficjalnych meczach nie musiała aż tak odbić się na formie.

- Czuję się dobrze, a Achilles nie sprawia żadnych problemów. To śmieszne, bo grając w Houston byliśmy jedną z najsłabszych drużyn w lidze, ale ja i tak notowałem średnio 21 punktów i siedem asyst. Myślę, że to dobrze o mnie świadczy. Gdy wchodzę na boisko, zapominam o wszystkich problemach czy kontuzjach, jakie miałem. Każdego dnia ciężko pracuję, by wrócić do miejsca, w którym byłem kilka lat temu - mówił John.

Najważniejszym przekazem z historii Johna Walla jest to, że każda osoba potrzebująca pomocy - nie powinna się tego wstydzić. Proszenie o pomoc jest prawdziwym aktem odwagi.

- Wróciłem. I nie chodzi o koszykówkę, a o coś więcej. Wróciłem do życia. Przeszedłem przez najczarniejsze czasy, jakie można sobie wyobrazić. Wróciłem! Kiedy patrzę na najmłodszego syna i sposób, w jaki wystawia dolną wargę i uśmiecha się, myślę sobie: Cholera. To tak jak moja mama. Jej mały kawałek wciąż tu jest.  Kiedy mój starszy syn wbiega do pokoju i wskakuje na mnie jak, "Raaaahhhh!!!!! Mój tata JOHNWALLLLLL!!!!!!!" – pisze koszykarz.

Gdzie szukać pomocy?

Jeśli jesteś osobą, która potrzebuje natychmiastowej pomocy, możesz udać się do Ośrodków Interwencji Kryzysowej, które znajdują się w każdym większym mieście. Możesz tam otrzymać bezpłatną pomoc psychologiczną, prawną, materialną.

- Bezpłatny kryzysowy telefon zaufania dla młodzieży: 116 111 (czynny całodobowo, 7 dni w tygodniu).

- Bezpłatny kryzysowy telefonu zaufania dla dorosłych: 116 123 (czynny 7 dni w tygodniu od 14:00 do 22:00).

Obserwuj nas w mediach społecznościowych

NBA
Otwórz stronę MVP na swoim
urządzeniu mobilnym i zapisz ją na pulpicie. Będziesz mieć dostęp do najnowszych artykułów w zasięgu ręki!
lifestyle
kadra
nba
biznes