Nieuchronnie zbliża się koniec ery jednego z najlepszych koszykarzy w historii NBA. LeBron James zdaje sobie sprawę, że ma przed sobą ostatnie sezony w karierze. Cały czas jednak nie wie, w jaki sposób się z ligą pożegna.
Latem tego roku może trafić na rynek wolnych agentów, jeżeli nie wykorzysta opcji w kontrakcie na rozgrywki 2024/25. Zatem musi wszystko dokładnie przemyśleć, bowiem prawdopodobnie podpisze nową umowę. W rozmowie z dziennikarzami przy okazji Meczu Gwiazd, LBJ otwarcie mówił o tym, że karierę chciałby skończyć w koszulce Los Angeles Lakers. Nie chce podać konkretnej liczby, co do lat, jakie ma zamiar w lidze spędzić. Wyraził jedynie nadzieję, że swój ostatni mecz rozegra w trykocie LAL. Odniósł się za to do pogłosek o transferze, jaki Lakers mieli planować z Golden State Warriors.
- Usłyszałem o tym w tym samym momencie, co cała reszta - przyznał. - Czasami za zamkniętymi drzwiami toczą się rozmowy, o których nie masz pojęcia. Jeśli coś się zaczyna dziać to do ciebie przychodzą, ale do mnie nic nie dotarło - dodał.
Zobacz także: 168 rzutów za trzy w Meczu Gwiazd
W rozmowie pojawiła się również kwestia dotycząca tego, w jaki sposób James będzie chciał zostać pożegnany. Czy zdecyduje się na podobne torunee, jakie urządził sobie Kobe Bryant, czy może jednak zrobi to w stylu Tima Duncana - po cichu, bez wielkiego szumu. Ta druga opcja wydaje się mało Hollywoodzka, dlatego przypuszczamy, że bliżej LBJ-owi do oficjalnej zapowiedzi swojego ostatniego tańca. Choć nie wie, jak era LeBrona dobiegnie końca, ma pełną świadomość, że jest na ostatniej prostej.
- Jestem rozdarty, bo czasami myślę, że jestem winien to fanom, którzy byli ze mną przez ponad dwie dekady i którzy są w każdym mieście i chcieliby się stać częścią tego pożegnania - w wolnym tłumaczeniu. - Z drugiej jednak strony, nigdy sobie dobrze nie radziłem z wszelkimi pochwałami. To ciągle dla mnie dziwne - skończył.