Okazuje się, że nie tylko Los Angeles Lakers i Phoenix Suns byli zainteresowani przechwyceniem w drafcie Bronny’ego, bo zgłosili się także Warriors. Wtedy jednak przypomnieli sobie o LeBronie i postanowili mu tego nie robić.
Od początku pojawiała się narracja na temat Los Angeles Lakers. W kuluarach mówiło się jednak o Phoenix Suns jako ekipie, która również z bliska przyglądała się młodemu zawodnikowi. Ostatecznie jednak padło na LA, gdzie Bronny dołączył do swojego ojca. Tymczasem według informacji ESPN, na swojej liście mieli go także Golden State Warriors, którzy byli zaintrygowani tym, co Bronnym może im zapewnić jako zadziorny defensor.
- Golden State Warriors, którzy próbowali wymienić Jamesa w poprzednim sezonie, rozważali wybór Bronny’ego z numerem 52. Warriors podobał się zestaw umiejętności Bronny’ego i mieli go na swojej liście draftowej. Wybranie go przed Lakers, którzy mieli 55. wybór, byłoby sprytnym posunięciem, aby zachęcić Jamesa do podpisania kontraktu jako wolny agent. Ostatecznie jednak, jak mówią źródła, Warriors postanowili uszanować życzenia, które James wyraźnie przekazał, a Lakers dali do zrozumienia, że zamierzają je spełnić - przekazał Ramona Shelburne z ESPN.
Czyli w San Francisco nie chcieli się narażać LeBronowi Jamesowi. A może liczyli na to, że skusi go wspólna gra ze Stephenem Currym? I takie rozmowy pojawiały się w kuluarach. Jak natomiast Bronny odnajdzie się w Lakers? Na ten moment trudno powiedzieć, bowiem wiele zależy od tego, czy dostanie regularne minuty. Zespół zapewne będzie chciał go przetestować w ustawieniach ze swoim ojcem. Istnieje jednak scenariusz, w którym Bronny zostaje szybko zesłany do G-League.