Rozgrywający spędził na parkiecie nieco ponad 34 minuty. Na swoim koncie zapisał 20 punktów, 5 asyst oraz 3 zbiórki. Trafił 7 z 16 rzutów z gry, ale spudłował wszystkie pięć prób z obwodu. Ponadto w tym czasie aż dziewięć razy stracił piłkę - to więcej, niż wszyscy pozostali gracze ekipy z Miasta Aniołów. Mimo to, po meczu nie zgodził się ze stwierdzeniem, jakoby do momentu kluczowego rzutu w czwartej kwarcie mecz nie szedł po jego myśli.

- Nie zgadzam się. Zupełnie nie zgadzam się z takim stwierdzeniem. Moja gra nie opiera się na rzutach, ani nie ma na nią wielkiego wpływu tracenie piłek. Mam na myśli, że jeśli spudłuję rzut, to nic się nie dzieje. Na tym polega gra, mogę spudłować czy stracić piłkę. Tak samo, jak każdy inny koszykarz - mówił nieco zirytowany Westbrook. 

Russell jest jedynym koszykarzem w historii, który w aż czterech sezonach notował średnio triple-double. Mimo tych statystyk przemawiających na jego korzyść podkreślił, że to nie liczby decydują o tym czy zagra się dobry mecz.

- Kiedy oglądasz mecz koszykówki i zastanawiasz się, co tak naprawdę ma znaczenie na prawidłowego zagrania, to zwrot uwagę na odcinanie rywala, zbiórki. Trzeba zwracać uwagę na małe rzeczy, bo właśnie to sprowadza się do bycia dobrym koszykarzem - dodał Westbrook. 

Liderem Lakers znów był LeBron James, który na pozycji centra spędził niemal 40 minut. Uzbierał na swoim koncie 26 punktów, 7 zbiórek, 5 asyst oraz 3 przechwyty. Co ciekawe, Los Angeles Lakers wygrali wszystkie trzy mecze, w których LeBron występował na pozycji nr 5. Dzięki temu Los Angeles Lakers mają bilans 19-19. 

‍