Za nami 1/4 sezonu i myślę, że nadszedł czas, aby przyjrzeć się kandydatom do zdobycia tytułu MVP ligi. Kilku graczy jest w niesamowitej dyspozycji od początku rozgrywek i mają wielką ochotę powalczyć o statuetkę dla najlepszego gracza NBA.
Nagroda dla najbardziej wartościowego zawodnika sezonu zwykle trafia do gracza, który oprócz świetnych statystyk indywidualnych, prowadzi swój zespół do sukcesów oraz ma wielki wpływ na dyspozycję zespołu. Dlatego musimy się skupić na liderach będących w wybitnej formie, ale grających w drużynach realnie walczących o czołowe lokaty w swoich konferencjach. W ostatnich 20 latach jedynie raz zdarzyło się, aby tę nagrodę zdobył zawodnik, którego drużyna nie była w czołowej 3 swojej konferencji (Russel Westbrook i jego Thunder skończyli rozgrywki regularne na 6 miejscu).
Wiem, że może Denver Nuggets na razie nie do końca spełniają kryteria czołowej drużyny konferencji zachodniej, ale wynika to głównie z niesamowitego pecha i kontuzji podstawowych graczy. Sam Jokić musiał pauzować przez 3 spotkania, a te mecze tylko uświadomiły nam, jak bardzo wartościowym jest zawodnikiem dla swojej ekipy.
Aktualny MVP NBA jest w świetnej dyspozycji od początku rozgrywek i aktualnie przewodzi swojej drużynie w każdej(!) najważniejszej statystyce, co jest wręcz niewyobrażalnym osiągnięciem. Serb jest najlepszy pod względem średniej punktów, zbiórek, asyst, przechwytów i bloków oraz, co jeszcze bardziej imponujące, ma najlepszą skuteczność z gry ze wszystkich graczy Nuggets. Także pod względem statystycznym nie ma aktualnie w lidze bardziej wartościowego zawodnika dla swojego zespołu.
Denver bez Jokicia praktycznie nie są w stanie funkcjonować. Trzeba docenić jego dokonania, bo musi sobie radzić bez pomocy Murraya i Portera Jr, czyli jego dwóch najlepszych partnerów. Nuggets tylko i wyłącznie dzięki postawie Serba dalej liczą się w walce o playoffs. Jestem w stanie uwierzyć, że Denver zajmie miejsce w czołowej 6 konferencji zachodniej nawet mimo tak wielu problemów kadrowych. Jeśli Jokić podtrzyma ten poziom i ominą go urazy, a w pewnym momencie sezonu do gry wróci Murray, to być może Nuggets będą w stanie postraszyć faworyzowane zespoły w pierwszej rundzie playoffs. Na razie kibicom Bryłek pozostaje modlić się o zdrowie Serba, bo na jego barkach spoczywają losy tego sezonu w wykonaniu drużyny z Kolorado.
Pewnie wielu z Was będzie zdziwionych, czemu to nie Zach LaVine jest kandydatem do MVP z ekipy Chicago Bulls, ale wg mnie wybór najlepszego gracza Byków w tym sezonie jest oczywisty.
DeRozan przeszedł długą drogę, aby wymieniać go jako jednego z faworytów do sięgnięcia po najwyższe indywidualne laury. Zaczynał jako efektowny dunker w Raptors, po czym przerodził się w lidera wiecznie niespełnionych Dinozaurów, któremu zarzucano słabą grę w najważniejszych meczach sezonu. Następnie został wysłany do San Antonio, które lata świetności miało za sobą. Jednak gra pod okiem Gregga Popovicha mocno rozwinęła warsztat koszykarski DeRozana, co teraz świetnie procentuje w ekipie Bulls.
DeMar to nie jest już tylko genialny zawodnik w grze 1 na 1, który słabo broni. To aktualnie bardzo wszechstronny gracz, umiejący ściągać na siebie podwojenia i uruchamiać partnerów podaniami, gdy obrona jest skupiona na nim. Dalej doskonale gra na półdystansie i momentami przypomina Kobe Bryanta za najlepszych lat. Również jego współpraca z LaVinem wygląda bardzo obiecująco. Obaj gracze lubią ze sobą grać, co widać po ich gestach i mowie ciała. Chemia w drużynie Bulls jest na wysokim poziomie, co przekłada się na zaangażowanie po bronionej stornie parkietu, która przecież miała być słabością Byków.
Forma DeRozana dla niektórych jest dużą niespodzianką. Jednak jego statystyki i fenomenalna gra w kluczowych momentach spotkań, każą nam brać go pod uwagę jako bardzo poważnego kandydata do zdobycia MVP sezonu regularnego. Wybrałem właśnie jego, a nie Zacha LaVine ze względu na większą wszechstronność, której momentami brakuje drugiemu liderowi Byków. „Test oka” pokazuje mi, że to właśnie DeRozan, a nie Lavine jest najbardziej wartościową postacią, mimo że statystyki indywidualne mają na bliźniaczym poziomie.
Nie mogłoby być tego rankingu bez udziału zawodnika najgorętszej aktualnie drużyny NBA. Phoenix Suns wygrali właśnie 17 raz z rzędu i w ostatnich dwóch spotkaniach odprawili z kwitkiem innych kandydatów do mistrzostwa ligi, Nets oraz Warriors. Ta seria zwycięstw i aktualna dyspozycji drużyny nie byłyby możliwe bez maestro, jakim jest Chris Paul.
Point God cały czas udowadnia niedowiarkom, że wiek nie ma w jego przypadku znaczenia i potrafi wciąż grać na najwyższym możliwym poziomie. Paul fenomenalnie steruje tempem meczów i potrafi wyeksponować każdą przewagę swojej drużyny. Weźmy, chociażby ostatni mecz z Warriors, gdzie niemiłosiernie eksponował braki Wojowników pod koszem, dokarmiając podaniami DeAndre Aytona.
Takich niuansów koszykarskich w każdym meczu jest sporo, a Chris Paul potrafi je fenomenalnie odczytywać i dzięki temu daje swojej drużynie przewagę taktyczną praktycznie w każdym spotkaniu. Jego wskaźnik asyst do strat również jest najlepszy w lidze biorąc pod uwagę graczy, którzy zagrali minimum 15 spotkań, co jest wręcz niewyobrażalne, wiedząc ile czasu ma piłkę w rękach. Może dla niektórych statystyki na poziomie 15 punktów i 10 asyst nie są powalające, ale wpływu, jaki na swoją drużynę ma Paul, nie jesteśmy w stanie zmierzyć. Także nie możemy, nie docenić wkładu w zwycięstwa Suns, jaki ma ich rozgrywający. A biorąc pod uwagę, że Phoenix może osiągnąć najlepszy bilans na koniec sezonu w całej NBA, naturalne jest, aby to lider takiej drużyny był brany pod uwagę jako kandydat do nagrody MVP.
Kolejny fenomenalny zawodnik, który ciągnie za uszy swój zespół. Brak Kyrie Irvinga oraz słabsza niż zazwyczaj dyspozycja Jamesa Hardena powodują, że Durant już od początku sezonu jest zmuszony brać na siebie odpowiedzialność za wyniki Brooklyn Nets. W ostatnim wywiadzie trener zespołu, Steve Nash powiedział, że niestety jego lider musi grać tak wiele minut, ponieważ gdyby sadzał go na ławce na dłuższe okresy, to jego ekipa miałaby problemy z regularnym wygrywaniem.
Durant jak zwykle jest nie do zatrzymania w grze 1 na 1 i zdobywanie punktów przychodzi mu z dziecinną łatwością. Praktycznie niemożliwe jest zatrzymanie go w ataku, a gdy złapie odpowiedni rytm, to praktycznie nie ma szans, by przestał trafiać seriami do kosza. Jednak nie samym zdobywaniem punktów Durant ma wielki wpływ na grę Nets. Poprawił się jako rozgrywający i potrafi świetnie współpracować ze swoimi kolegami, którzy korzystają na zwiększonej uwadze obrony na nim. Dodatkowo jest jednym z nielicznych zawodników Brooklynu, którzy są w stanie straszyć rywali blokiem z pomocy.
Widać, że KD gra z wielką pasją i po kontuzji Achillesa nie ma już śladu. Jest wygłodniały kolejnych sukcesów i jest w stanie nawet w pojedynkę poprowadzić Nets do finałów NBA. Uważam, że nie ma aktualnie bardziej zabójczego zawodnika w grze izolacyjnej i nikt nie zdobywa punktów z taką łatwością. Jeśli Durant utrzyma swoją średnią punktów, to może powalczyć nie tylko o statuetkę MVP, ale również o koronę króla strzelców. Jeśli by tego dokonał to tylko Jordan i Chamberlain mieliby więcej takich tytułów od niego.
Wielu kibiców spodziewało się, że Warriors będą groźni w tym sezonie, a gdy do gry wróci Klay Thompson, to być może włączą się do walki o mistrzostwo. Jednak chyb nikt nie przypuszczał, że Wojownicy zaczną sezon z aż takim przytupem. Wielka w tym zasługa fenomenalnej formy ich lidera i dwukrotnego MVP, Stephena Curry’ego.
Superstrzelec Warriors notuje kolejne rekordy w rzutach z dystansu i momentami wręcz ośmiesza swoich rywali. Robi to z charakterystycznym dla siebie luzem i zaraża entuzjazmem całą swoją drużynę. Golden State grają prawdopodobnie najprzyjemniejszą koszykówkę dla oka, okraszoną nieustannym ruchem piłki i wieloma drużynowymi akcjami, wykonywanymi w nieosiągalnym dla innych tempie. Curry jest tutaj centralną postacią. Nieustannie znajduje się w ruchu i angażuje praktycznie całą defensywę przeciwników. Dzięki temu korzystają na tym jego partnerzy, którzy oddają rzuty z komfortowych pozycji.
Myślę, że wielu z nas ceni najbardziej Curry’ego za jego efektowne rzuty trzypunktowe, ale mi osobiście najbardziej imponuje jego gra bez piłki. Nie ma na świecie zawodnika, który byłby w stanie mieć taki wpływ na defensywę rywali, nie mając piłki w rękach. Jego czytanie obrony połączone z żelazną kondycją i nieustannym ruchem sprawia każdemu z rywali ogrom problemów. Uważam, że jest to zawodnik, którego nie sposób ograniczyć w pojedynkę i nawet najlepsi indywidualni obrońcy są skazani na porażkę, bez odpowiedniej pomocy kolegów z drużyny.
Dodajmy do tego kosmiczne wręcz statystyki indywidualne oraz bilans zespołu, a okaże się, że Curry jest aktualnie najpoważniejszym kandydatem do zgarnięcia nagrody dla najbardziej wartościowego zawodnika tegorocznego sezonu NBA.
Na pewno na wyróżnienie zasługuje też Giannis Antetokounmpo, którego zespół już pnie się w górę tabeli po niemrawym początku sezonu. Jeśli Bucks utrzymają zwyżkową formę, a ich lider dalej będzie grać na podobnym poziomie, to jestem pewny, że wskoczy do tego zestawienia i znów będzie jednym z faworytów do zgarnięcia MVP.