Nie mogliśmy sobie wymarzyć lepszego meczu o brązowy medal. Kanada po dogrywce pokonała Stany Zjednoczone 127:118. W tym meczu było wszystko - kontry, przechwyty, czy szalony rzut na dogrywkę Mikala Bridgesa.
Amerykanie znów bardzo ospale weszli w mecz. Było to widać nie tylko na boisku, ale także na ławce, która dotychczas „żyła” spotkaniami. Dziś było zupełnie inaczej, a Kanadyjczycy zaczęli mecz od prowadzenia 8-0. Amerykanie wzięli się za odrabianie strat, ale gubili zdecydowanie za dużo piłek, co pozwalało ich północnym sąsiadom na budowanie prowadzenia. Po 10 minutach gry prowadzili 35:24.
Druga kwarta to zupełnie inny zespół Amerykański. Podopieczni Steve’a Kerra rozpoczęli tę część meczu od szybkiego zrywu 13-2 i po trójce Camerona Johnsona wyszli na prowadzenie. Szkoleniowiec Kanady, Jordi Fernandez był zmuszony od razu poprosić o czas. Po tej przerwie jego podopieczni zaczęli grać zdecydowanie lepiej - było to głównie zasługą Shaia Gilgeousa-Alexandra, który brał sporo gry na siebie. Kanadyjczycy schodzili do szatni prowadząc 58:56.
Po zmianie stron Kanadyjczycy znów grali na fantastycznej skuteczności - z naciskiem dla Dillona Brooksa, który rozgrywał zdecydowanie swój najlepszy mecz w karierze, a Amerykanie znów potrzebowali kilku minut, żeby się rozkręcić. Kanadyjczycy bardzo łatwo rozgrywali obronę drużyny Steve’a Kerra. Jego podopieczni zmieniali krycie przy każdej zasłonie, w konsekwencji czego gracze obwodowi byli zmuszeni kryć znacznie wyższych rywali. Właśnie dzięki temu Kanadyjczycy prowadzili po 30 minutach gry 91:82.
Na początku ostatniej części meczu Amerykanie byli bardzo chaotyczni i znów mieli problem z zastawieniem zbiórki. Kanadyjczycy szybko uciekli na dwucyfrowe prowadzenie, ale wtedy do gry włączył się Tyrese Haliburton i Austin Reaves i to po ich punktach na siedem minut do końca mieliśmy remis 94:94. Obie ekipy od tego momentu szły "łeb w łeb". W samej końcówce wydawało się, że Kanadyjczykom udało się już uciec na bezpieczną, czteropunktową przewagę. Wtedy jednak na linii rzutów wolnych stanął Mikal Bridges, który trafił jeden rzut, a następnie po zbiórce ofensywnej trafił z narożnika boiska za trzy. Po nietrafionej próbie równo z syreną Olynyka mieliśmy remis 111:111.
Zdecydowanie lepiej w dodatkowe pięć minut weszli Kanadyjczycy, którzy zdobyli pięć punktów bez odpowiedzi Amerykanów. Josh Hart starał się odpowiedzieć rzutami wolnymi, ale trafił zaledwie jeden. Podopieczni Jordiego Fernandeza grali na fenomenalnej skuteczności, a koszykarze prowadzeni przez Steve'a Kerra w kluczowych momentach spotkania zanotowali aż cztery straty. Ostatecznie Kanada triumfowała 127:118.
Dillon Brooks trafił w tym spotkaniu rewelacyjne 7/8 rzutów za trzy i spotkanie zakończył z 39 punktami, 5 asystami oraz 4 zbiórkami. Double-double zapisał z kolei Shai Gilgeous-Alexander, który zapisał 31 punktów, 12 asyst oraz 6 zbiórek.