Reprezentacja Stanów Zjednoczonych prowadzona przez Steve’a Kerra zdążyła już zapomnieć o przegranej z Litwą. Amerykanie przejechali się po reprezentacji Włoch, pokonując ich aż 100:63!
To była dominacja - od samego początku do końca. Amerykanie od pierwszych minut dominowali strefę podkoszową (co nie zdarzało się często na zasadach FIBA), co dawało im możliwość oddawania rzutów do skutku. W pewnym momencie podopieczni Steve’a Kerra mieli więcej ofensywnych zbiórek, aniżeli defensywnych. Włosi z każdą minutą meczu tracili pomysł i chęci na rywalizację z Amerykanami, a do szatni schodzili przegrywając aż 24:46.
Po zmianie stron Amerykanie wyszli z podobnym impetem - chcąc dobić swoich rywali. Momentami wyglądało to jak totalna zabawa w wykonaniu koszykarzy z NBA. W pewnym momencie trzeciej kwarty ich prowadzenie wynosiło już niemal 40 punktów! Przebieg tego spotkania w żadnym stopniu nie przypominał starcia ćwierćfinałów mistrzostw świata.
Amerykanie dominowali w każdej statystyce - rzutach za trzy, zbiórkach, asystach, blokach czy przechwytach. Właśnie te przechwyty okazały się niezwykle istotne w pierwszej połowie, bowiem to właśnie dzięki nim reprezentacja Stanów Zjednoczonych zbudowała tak bezpieczną przewagę. Amerykanie zakończyli trzecią kwartę efektowną kontrą, którą zakończył duet Haliburton - Banchero. Czwarta kwarta była już tylko kontynuacją zabawy kadry USA, która triumfowała ostatecznie 100:63.
Najlepszym zawodnikiem Amerykanów był zdecydowanie Mikal Bridges, który był dziś rewelacyjnie dysponowany. Skrzydłowy zapisał 24 punkty (rewelacyjna skuteczność 8/11 z gry, z czego 4/6 za trzy) oraz 7 zbiórek. Ze świetnej strony pokazał się dziś też Tyrese Haliburton, który zapisał bardzo dobre 18 punktów, 5 asyst oraz 4 zbiórki. Trafił świetne 6/8 rzutów za trzy.
