Miami Heat zdecydowali się zawiesić Jimmiego Butlera na siedem meczów ze względu na zachowania, które miały negatywnie wpływać na zespół. Liczba spotkań nie jest tutaj absolutnie przypadkowa.
Skrzydłowy po ostatnim meczu stwierdził, że nie czerpie już radości z gry w koszykówkę i chciałby się znaleźć w miejscu, w którym ją odzyska. To nie spodobało się Patowi Rileyowi, który postanowił koszykarza zawiesić na siedem spotkań. Heat oficjalnie chcą go teraz wymienić. Co ciekawe, agent koszykarza, jak i sam Riley zaprzeczali doniesieniom na temat transferu zawodnika. W umowie weterana ligowych parkietów jest 48,8 miliona dolarów za ten sezon i opcja zawodnika za 52,4 miliona na kolejne rozgrywki. Biorąc pod uwagę jego spadającą produktywność, znalezienie chętnych na taki kontrakt wcale nie będzie łatwe.
Wymienić go będzie także trudniej ze względu na zachowanie Pata Rileya, który świadomie, bądź nieświadomie zaczął obniżać jego wartość na rynku transferowym. Publiczne prani brudów sprawi tylko, że chętnych będzie mniej. A jeśli nie chętnych - to lukratywnych ofert już na pewno. Butler ma teraz prawo odwołać się od zawieszenia zastosowanego przez szefa Heat. Jeśli tego nie zrobi - straci ponad trzy miliony dolarów z kontraktu.
Siedmiomeczowe zawieszenie ma potrwać do 15 stycznia, czyli do dnia, w którym na rynku transferowym będzie dostępnych więcej graczy. Wątpliwe więc, by Butler wybiegł jeszcze na parkiet w koszulce drużyny z Miami.
Skrzydłowy rozegrał w tym sezonie jedynie 22 mecze i notował w nich średnio 17,6 punktu, 5,5 zbiórki, 4,7 asysty oraz 1,2 przechwytu, trafiając 55,2% rzutów z gry 37,5% za trzy. Rzekomo Butler nie dostarczył Heat żadnej listy preferowanych kierunków i jest gotowy grać wszędzie, tylko nie w Miami. Kilka tygodni temu ESPN informowało o Phoenix Suns, Golden State Warriors, Houston Rockets oraz Dallas Mavericks.