Jeremy Sochan to przyszłość polskiej koszykówki. To fakt, a nie opinia. Gdy z 9. numerem w drafcie wybiera cię legendarny Gregg Popovich i jego San Antonio Spurs – musi być w tobie coś specjalnego. Tak jest w przypadku skrzydłowego, który niedługo rozpocznie przygodę w NBA.
Gdy Jeremy Sochan związał się kontraktem z Baylor – raczej wszyscy zakładali, że w pierwszym sezonie nie otrzyma zbyt wielu szans. W końcu dołączył do uczelni, która broniła mistrzostwa NCAA. Tak się jednak nie stało. Kilku koszykarzy Baylor złapało kontuzje, a wchodzący z ławki Jeremy zapracował sobie na zaufanie trenerów. Ba – szybko zobaczyli, że mogą na nim oprzeć swoją defensywę! Sam Jeremy też wiedział, na co go stać – cały czas szukał nowych wyzwań.
- W meczu z uczelnią West Virginia ich najlepszy gracz Taz Sherman był w gazie. Jeremy w trakcie jednej z przerw podszedł do mnie i zapytał, czy może się nim zająć. Jako że często zmieniamy krycie, to ciężko jest jednemu graczowi przykleić się do innego zawodnika, ale powiedziałem mu, by był przy nim tak często, jak tylko się da. I odwalił kawał naprawdę dobrej roboty. Gra bardzo fizycznie, a do tego ma wysokie IQ i świetnie pracuje na nogach. Jeremy to gracz elitarny po bronionej stronie parkietu – mówił po spotkaniu Jerome Tang, czyli asystent uczelni Baylor.
To właśnie obrona jest największą siłą koszykarza. Jeremy słynie z tego, że nie stanowi dla niego problemu krycie graczy z pozycji 1-4. Śmiało można go porównywać do jednego z najlepszych defensorów NBA – Bena Simmonsa. Sochan jest obrońcą, który bardzo dobrze czuje się na obwodzie – pewnie porusza się na nogach, a gra na koźle rozgrywających nie stanowi dla niego żadnego problemu. Mając takiego gracza w składzie, zespoły mogą switchować (przekazywać sobie krycie) przy akcjach pick&roll rywali. To znacznie ułatwia grę w obronie i pozwala zatrzymać dwójkowe akcje.
Zdecydowaną większość ze swoich 30 meczów Sochan rozpoczynał na ławce, jednak to nie był dla niego problem, by wykręcać solidne cyferki. Spędzając na parkiecie średnio 25 minut notował 9,2 punktu, 6,4 zbiórki, 1,8 asysty oraz 1,3 przechwytu. Przez cały rok wspólnie z trenerami pracował też nad swoim rzutem – i to też będzie element, do którego będzie musiał się przyłożyć. Z obwodu Sochan trafiał bowiem jedynie 29,6% swoich prób. Na linii rzutów wolnych też bywało różnie – 58,9% skuteczności.
Reprezentant Polski zdaje sobie sprawę z mankamentów w swojej grze. Po jednym ze słabszych występów, kiedy piłka z linii rzutów wolnych nie chciała odnaleźć drogi do kosza, Jeremy wspólnie z asystentem został w hali ponad godzinę po meczu, by trenować ten element gry. To są te detale, które prowadzą na szczyt.
Po zakończeniu sezonu w NCAA, Sochan w wielu mockdraftach zajmował pozycje w top30. Najwięksi eksperci typowali go do wyboru w pierwszej rundzie – a ci najodważniejsi typowali nawet top15. Nic więc dziwnego, że po zgłoszeniu się do draftu Jeremy wziął udział w treningach z Oklahomą City Thunder, New Orleans Pelicans, Cleveland Cavaliers, Sacramento Kings czy w końcu… San Antonio Spurs.
O tym, że Jeremy Sochan na pewno trafi do NBA wiedzieliśmy już na dziewięć dni przed draftem. I wcale nie chodzi o wymądrzanie się i „czucie w kościach”. Nasz reprezentant znalazł się w gronie koszykarzy zaproszonych do Green Roomu – co roku 15 zawodników wspólnie z rodzinami otrzymuje zaproszenie na oficjalną ceremonię draftu. Nie muszą go więc oglądać z trybun, bądź w telewizji. Wszystkiemu przyglądają się z bliska, a po wybraniu przez klub NBA udają się do komisarza ligi, by założyć czapkę swojej nowej drużyny.
- Byliśmy tam w szerszym gronie – trochę rodziny, znajomych, przyjaciół. Były seminaria, spotkanie z mediami, głównie dla Jeremy’ego, ale dla nas też jako najbliższej rodziny. Było też jedno spotkanie właśnie rodzin graczy, które było dla nas bardzo pomocne. W sam dzień draftu byliśmy bardzo zajęci. Tradycją NBA jest w tym dniu lunch z komisarzem, Adamem Silverem. Są na niego zaproszeni wszyscy zawodnicy z „green roomu”, którzy mogą zabrać ze sobą do ośmiu gości – wspominała Aneta Sochan.
Ostatni tydzień przed draftem to prawdziwe show. Show, którego głównymi bohaterami są oczywiście koszykarze. Sochan po raz pierwszy w karierze cieszył się ogromnym zainteresowaniem mediów, które pytały o wszystko – od reprezentowania Polski, związki ze Stanami Zjednoczonymi czy UK, przez to skąd wziął się jego akcent. Pytali dosłownie o każdy element jego życia. Także o rozmowy z klubami NBA, w których uczestniczył w ramach treningów. Każdy klub prosił go o opowiedzenie całej swojej historii od początku. Dla Jeremy’ego nie było to w ogóle męczące.
- Myślę, że to naprawdę fajne mieć unikalną historię i być sobą – mówił przed draftem.
Po sesji z mediami, reprezentant Polski miał dosłownie dwie godziny, by przygotować się na ceremonię draftu, która odbyła się na Brooklynie. Właśnie w Barclays Center usłyszał słynne słowa z ust Adama Silvera…
„With the 9th pick, the San Antonio Spurs select… Jeremy Sochan!”
Po tym, jak skrzydłowy założył czapkę Spurs, uścisnął rekę komisarza i zaliczył kilka rozmów z mediami natrafił na… swojego trenera z Baylor. Scott Drew nie ukrywał swojej radości, że Jeremy pozostanie w Teksasie.
- On nie gra tak, jak powinien. Gra jak doświadczony koszykarz. 18-latkowie nie potrafią grać w taki sposób, w jaki robi to Jeremy. I właśnie dlatego San Antonio Spurs wybrali jego. Wie, jak grać i jak poruszać się z piłką. Wie, jak sprawić, by koledzy z drużyny byli wokół niego jeszcze lepsi. Ponadto jest świetnym kolegą z drużyny – podkreślał.
Dokładnie pół godziny po słowach Adama Silvera, Sochan w końcu natrafił na jednego z pracowników marketingu San Antonio Spurs. Uśmiechnięty od ucha do ucha skrzydłowy był przygotowany na rozmowę z wielkim Greggiem Popovichem.
- Cześć trenerze, jak się masz? Dziękuję bardzo, dziękuję za tę szansę. Starałem się. Naprawdę starałem się jak mogę, żeby dobrze wyglądać na ceremonii draftu – śmiał się Sochan w rozmowie z trenerem.
W San Antonio także było gorąco. Generalny menedżer Brian Wright mówi dziennikarzom, że sposób życia Sochan jest "światowy" i przypomina mu Borisa Diawa. Co ciekawe – nie był pierwszą osobą, która używała wówczas tego określenia. Wright dodał również, że Sochan jest "wszystkim, co Spurs chcieli dodać do tej drużyny". Nie można chyba usłyszeć milszych słów od GM’a.
To lato nie było dla naszego skrzydłowego łatwe. Oczywiście – spełnił swoje największe marzenie, jakim było podpisanie kontraktu w NBA, lecz musiał się zmierzyć z trudną decyzją w postaci rezygnacji z gry na EuroBaskecie. Jeremy bardzo chciał zagrać w Pradze, a później w Berlinie, jednak podjął inną decyzję. Swoją drogą – słuszną.
- Po długich rozmowach z San Antonio Spurs, moim agentem i rodziną, zdecydowaliśmy, że zostanę w San Antonio, by kontynuować przygotowania do mojego pierwszego sezonu w NBA – najważniejszego i najdłuższego w mojej dotychczasowej karierze. Mam tylko 19 lat i właściwe przygotowanie fizyczne i mentalne do przynajmniej 82 meczów w nadchodzącym sezonie jest niezmiernie ważne dla mojego rozwoju. Mam nadzieję stać się ważnym elementem Spurs i reprezentacji Polski na lata – napisał w oświadczeniu Jeremy.
Przed nim najważniejszy sezon w karierze. Tak samo mówiliśmy, gdy związał się kontraktem z Baylor. Ale nic dziwnego – przecież to właśnie teraz awansował do ligi, w której występują LeBron James, Giannis Antetokounmpo, Nikola Jokić czy Kevin Durant. I wiecie co jest najpiękniejsze? To, że już w tym sezonie może przeciwko nim zagrać i pokazać fenomenalne umiejętności w defensywie.
By mierzyć się z największymi gigantami tego sportu – trzeba być do tego gotowym. Fizycznie i mentalnie. Dlatego wyjazd do Europy nie byłby dla niego dobrym rozwiązaniem. Po meczu o brązowy medal musiałby wrócić do San Antonio i rozpocząć treningi ze sztabem Spurs. Po bardzo wyczerpującej imprezie czekałby go jeszcze intensywniejszy obóz, a następnie spotkania przedsezonowe i potencjalne (co najmniej) 82 mecze sezonu zasadniczego. Młody organizm jest w stanie wiele znieść, ale gdy nie miał jeszcze okazji doświadczyć obciążeń NBA – ryzyko jest ogromne.
Potencjalna poważna kontuzja odniesiona na EuroBaskecie mogłaby nawet wpłynąć na to, że Sochan po prostu nie otrzymałby szansy w NBA. Wykluczenie z gry na rok w tak młodym wieku kosztuje bardzo wiele, a niektóre kluby też nie są zbytnio zadowolone z tego, że zawodnicy jadą grać w Europie. Z tego powodu śmiało można stwierdzić, że Sochan podjął bardzo mądrą decyzję. Kadra osiągnęła historyczny wynik, a sam Jeremy rezygnując z wyjazdu starał się zabezpieczyć swoją przyszłość. Piękną przyszłość.
Halę uniwersytetu Baylor oraz San Antonio Spurs dzielą nieco ponad trzy godziny drogi autem, więc reprezentant Polski nie miał bardzo dalekiej drogi do nowego domu. Sochan w San Antonio pojawił się na następny dzień, by już z samego rana poznać sztab szkoleniowy, ale i innych pracowników klubu. Szybko dowiedzieliśmy się też, że będzie występował z #10.
Jeremy po sesji zdjęciowej wspólnie z innymi wydraftowanymi koszykarzami spotkał się z mediami i przyznał, że w najbliższych miesiącach chce pracować głównie nad rzutem, ale także nad kontrolą kozła. W tym pierwszym elemencie miał mu pomóc właśnie Chip Engelland, który w trakcie swojej kariery “wyprostował rzut” wielu koszykarzy - m.in. Tony’ego Parkera i Kawhiego Leonarda. Uchodzi za największego fachowca w lidze i był jednym z najcenniejszych asystentów w sztabie Gregga Popovicha.
Engelland niestety przeniósł swoje talenty do Oklahomy City Thunder, gdzie będzie odpowiadał za poprawę umiejętności tamtejszych koszykarzy. Szkoleniowiec współpracował ze Spurs od 2005 roku. Zdobył z zespołem dwa mistrzostwa NBA w 2007 i 2014 roku. Zajmował się w głównej mierze indywidualną pracą z poszczególnymi zawodnikami, którzy potrzebowali poprawić liczby strzeleckie. Wydawał się być idealnym trenerem dla Sochana, którego rzut w opinii skautów jest jednym z elementów wymagających największe poprawy. To jednak nie oznacza, że Sochan nie będzie miał z kim poprawiać tego elementu. Gregg Popovich zawsze otaczał się największymi fachowcami – w końcu sam zdaniem wielu ekspertów uchodzi za najlepszego trenera w historii NBA. Asystentami w jego sztabie są m.in. uznany Brett Brown, Mitch Johnson, Darius Songaila, Matt Nielsen czy Will Sevening.
Cały czas czekamy na debiut reprezentanta Polski w barwach ekipy z Teksasu. Skrzydłowy przed draftem nabawił się drobnego urazu, który wykluczył go z treningów dla Washington Wizards. Chwilę po dołączeniu do Spurs złapał też koronawirusa, który na trzy dni przykuł go do łóżka. Spurs woleli „dmuchać na zimne” i wycofali go z gry w lidze letniej – co wydawało się bardzo rozsądnym ruchem. Mimo to, Jeremy poleciał do Las Vegas, by wspierać swoich kolegów z ławki.
Wszystko wskazuje na to, że Jeremy’ego w barwach San Antonio Spurs zobaczymy po raz pierwszy na parkiecie w nocy 3 października. O 1:00 drużyna Gregga Popovicha zmierzy się z Houston Rockets w ramach meczów przedsezonowych. Później podejmą jeszcze Orlando Magic, New Orleans Pelicans, Utah Jazz i Oklahomę City Thunder. Sezon oficjalnie rozpoczną 20 października starciem z Charlotte Hornets.
Ciężko wytypować, jaką drogę względem Sochana przyjmie Gregg Popovich. Wątpliwe wydaje się bowiem, by dziewiąty wybór draftu przesiedział większość sezonu na ławce. Legendarny szkoleniowiec słynie z tego, że nie rzuca swoich podopiecznych na głęboką wodę – raczej woli wprowadzać pierwszoroczniaków stopniowo. Tak, by wybiegając na parkiet byli pewni tego, że są dobrze przygotowani do rywalizacji. Ponadto dla Popovicha najistotniejsza jest postawa w defensywie – potrafi bowiem zdjąć zawodnika nawet chwilę po wpuszczeniu na parkiet, jeśli ten „da ciała w obronie”. Na całe szczęście to obrona jest najmocniejszą stroną naszego reprezentanta, więc możemy zakładać, że w takich sytuacjach nie zawiedzie.
Ponadto po wymianie Dejounte Murraya wydaje się, że Spurs będą w nadchodzących rozgrywkach „tankować” w poszukiwaniu kolejnych talentów. To dobra wiadomość dla Sochana – podobnie jak fakt, że na pozycji silnego skrzydłowego brakuje koszykarzy do grania. Bardzo często minuty na tej pozycji otrzymywał lider – Keldon Johnson, jednak Popovich widzi go bardziej jako niskiego skrzydłowego. Podobnie, jak Douga McDermotta, który też miał okazję grać jako rozciągająca grę „czwórka”. Wśród nominalnych silnych skrzydłowych w składzie oprócz Sochana mamy Zacha Collinsa oraz Isaiaha Roby’ego. A, co warto podkreślić – ten pierwszy w sezonie 2021/22 grał często na pozycji centra.
Przed Jeremym naprawdę ogromna szansa na wywalczenie minut w debiutanckim sezonie w NBA. Gdy przychodził do Baylor – wielu zakładało, że w pierwszym sezonie będzie grał „ogony”. Podobnie jest teraz, gdy rozpoczyna swoją przygodę w najlepszej koszykarskiej lidze świata. Niewykluczone więc, że znów znajdzie sposób, by stać się ważną postacią w rotacji. Tym razem u trenera, który wygrał najwięcej meczów w historii ligi.
Sochan zadebiutował w seniorskiej reprezentacji Polski 21 lutego 2021 roku – jeszcze za kadencji Mike’a Taylora. 17-letni wówczas skrzydłowy od początku meczu szukał sobie pozycji i świetnie rozumiał się z AJ Slaughterem, który korzystał z jego zasłon. Chwilę później Jeremy zapakował piłkę nad podkoszowym z Rumunii, co tylko dodało mu wiatru w żagle. Po zmianie stron trafił trójkę z faulem, a rywali dobijał nie tylko rzutami, ale i spokojem w rozgrywaniu akcji. W samej końcówce zablokował Raresa Uta, co bardzo wpłynęło na zwycięstwo Polaków. Sochan w całym spotkaniu zanotował 18 punktów (skuteczność 6/10), 3 zbiórki oraz 2 bloki.
Już wtedy wszyscy kibice wiedzieli, że w tym chłopcu drzemie ogromny talent. Relację z tego meczu sam zatytułowałem „Chuchać i dmuchać na Sochana” – mimo, że było to starcie „tylko” z Rumunią. Jako 17-latek pokazał się z rewelacyjnej strony i mimo tak młodego wieku, potrafił zachować spokój. Widać w nim było (i do dziś to widać), że nie jest koszykarzem wyszkolonym w Polsce. Jak to mówią – polskim chłopakom brakuje luzu. Tego luzu, który ma w sobie właśnie Jeremy.
- Jest zawodnikiem naprawdę bezstresowym. Zawsze uśmiechnięty, z wielką energią, chętny do pomocy kolegom. Podnosił poziom drużyny poprzez przekazywanie tej swojej energii. Bardzo fajny człowiek. Ostatnio miałem okazję zobaczyć go w Ulm, gdy w dobie pandemii wrócił z USA do Europy i ćwiczył w tamtejszej Orange Academy przy klubie Rathiopharm – bardzo komunikatywny młody człowiek. Miał marzenie, by dostać się do NBA i obserwując go jako sztab trenerski, już gdy miał 15-16 lat, wierzyliśmy, że może go spełnić – mówił Dawid Mazur, który trenował Sochana w kadrze młodzieżowej.
Reprezentacja Polski ma za sobą historyczne mistrzostwa Europy. Kadra prowadzona przez Igora Milicicia zajęła czwarte miejsce, eliminując w ćwierćfinale Słowenię z wielkim Luką Donciciem w składzie. Wszystkiemu zza oceanu przyglądał się Jeremy Sochan, który sporo komentował też występy biało-czerwonych na Twitterze. Podczas meczu finałowego zapowiedział również, że podczas Eurobasketu 2025 Polacy zagrają o złoto! Przypomnijmy, że faza grupowa tej imprezy zostanie rozegrana nad Wisłą.
Wszystko wskazuje na to, że za trzy lata motorem napędowym naszej kadry będzie właśnie Jeremy Sochan. Silny skrzydłowy będzie już po trzech sezonach w NBA, a pod okiem Gregga Popovicha będzie miał świetną okazję, by wejść na najwyższy światowy poziom. Oprócz niego w kadrze będzie mierzący 216 centymetrów wzrostu Aleksander Balcerowski, a Mateusz Ponitka będzie miał 32 lata – nadal powinien być więc w wyśmienitej formie. Rok starszy będzie też Michał Sokołowski, który także ma za sobą fenomenalne mistrzostwa Europy. W obwodzie pozostaje też młody Szymon Nowicki, który właśnie związał się kontraktem z Realem Madryt.
Na rozegraniu nie będzie już jednak AJ Slaughtera, lecz być może wcale nie będziemy musieli za nim długo płakać. Polski Związek Koszykówki stara się o paszport dla Malcolma Brogdona – rozgrywającego Boston Celtics, którego małżonka ma polskie korzenie. Ba, ostatnie wakacje koszykarz spędzał w Słupsku, gdzie trenował wspólnie z Pawłem Leończykiem!
Biorąc pod uwagę obowiązki w NBA, ten duet nie mógłby występować w spotkaniach biało-czerwonych w przerwach na eliminacje. Biorąc jednak pod uwagę, że na EuroBasket 2025 dostaliśmy się „z urzędu” jako organizator – Brogdon i Sochan są duetem, który może nas prowadzić do wielu zwycięstw.