Kawhi Leonard wyczekał na odpowiedni moment i ruszył w kierunku kosza, by zapewnić swojej drużynie zwycięstwo przeciwko osłabionym Kings. Ciekawie miało być także w Oklahomie, ale Thunder w czwartej kwarcie spakowali Nuggets na ich drogę do domu.
Oklahoma City Thunder - Denver Nuggets 127:103
W meczu na szczycie Zachodniej Konferencji, Oklahoma City Thunder nie dała większych szans rywalowi z Kolorado. To siódme zwycięstwo z rzędu zespołu prowadzonego przez Shaia Gilgeousa-Alexandra. Denver Nuggets rozpoczęli mecz od prowadzenia 10:0, podczas gdy Thunder potrzebowali prawie trzech minut na zdobycie pierwszych punktów. Gospodarze szybko jednak odrobili straty, kończąc pierwszą kwartę wynikiem 29:28. Do przerwy Thunder prowadzili 61:60, a przed czwartą kwartą utrzymywali niewielką przewagę 86:83. Kluczowy moment nastąpił, gdy Aaron Wiggins przechwycił piłkę od Russella Westbrooka, a Chet Holmgren zakończył akcję efektownym wsadem, dając Thunder prowadzenie 98:91 na niecałe dziewięć minut przed końcem. Chwilę później trener Denver, Michael Malone, otrzymał przewinienie techniczne, a Jalen Williams wykorzystał rzut wolny. Od tego momentu Thunder kontrolowali przebieg meczu. W całym meczu popełnili tylko pięć strat. 40 punktów (15/32 FG), 8 zbiórek i 5 asyst SGA oraz 26 punktów, 9 zbiórek, 8 asyst Jalena Williamsa. Dla Nuggets z kolei 24 punkty, 13 zbiórek i 9 asyst - momentami sfrustrowanego walką z Chetem Holmgrenem - Nikoli Jokicia. Kolejne 24 punkty i 15 zbiórek Michaela Portera.
Milwaukee Bucks - Cleveland Cavaliers 100:112
Cavs cały czas imponują tym, jaki udało im się zbudować kolektyw. W meczu z Bucks od początku dyktowali warunki grając w zespołową koszykówkę. W efekcie odnieśli 14. zwycięstwo z rzędu. Cavaliers są dopiero drugą drużyną w historii NBA, która wygrała 14 meczów z rzędu, zdobywając co najmniej 110 punktów w każdym z nich. Poprzednim zespołem, który tego dokonał byli Boston Celtics w 1986 roku, gdy zdobyli mistrzostwo. Bucks grali drugi mecz z rzędu, po sobotniej porażce 109:111 z Orlando Magic. Cavs objęli prowadzenie na 4:15 przed końcem pierwszej kwarty i pilnowali go do samego końca. Po tym, jak Kyle Kuzma trafił za trzy, zmniejszając przewagę Cleveland do 89:84 na 8:55 przed końcem, Donovan Mitchell odpowiedział trójką rozpoczynając kluczowy run 13:0, który przypieczętował zwycięstwo Cavs. Mecz pokazał głębię składu Cavaliers – żaden zawodnik nie zdobył więcej niż 17 punktów, ale aż ośmiu graczy zanotowało co najmniej dziewięć oczek. Milwaukee wciąż pozostaje bez zwycięstwa (0-9) w starciach z trzema najlepszymi drużynami Wschodu: Cleveland, Bostonem i Nowym Jorkiem. 17 punktów, 9 zbiórek i 2 asysty Maxa Strusa oraz 15 punktów, 5 zbiórek i 6 asyst Donovana Mitchella. Dla Bucks 30 punktów (13/24 FG), 9 zbiórek i 3 asysty Giannisa Antetokounmpo oraz 22 punkty, 5 zbiórek i 4 asysty Damiana Lillarda.
Minnesota Timberwolves - San Antonio Spurs 141:124
Chłopakom z Teksasu nie pozostaje nic innego, jak dokończyć bieżący sezon i liczyć na to, że w kolejnym będą mieli więcej szczęścia. Brak w rotacji Victora Wembanyamy znacząco odbił się na szansach Spurs w walce z lepszymi zespołami. Jeremy Sochan spędził na parkiecie 18 minut, w trakcie których zanotował 5 punktów (2/5 FG), 3 zbiórki i przechwyt. Nic nie wskazuje na to, by Mitch Johnson przywrócił Polaka do pierwszej piątki. Dla Wolves to piąte zwycięstwo z rzędu. Prowadzili od pierwszej do ostatniej minuty tego meczu. Aż ośmiu graczy ekipy z Minnesoty zanotowało dwucyfrowy dorobek punktowy. Kluczowy moment miał miejsce, gdy Donte DiVincenzo znalazł Jaylena Clarka na skrzydle i ten celnie przymierzył za trzy, ustalając wynik na 109:94 na koniec trzeciej kwarty, w której Wolves zanotowali 41 punktów. Minnesota dominowała także na tablicach, zdobywając aż 30 punktów z ponowień. Stephon Castle, który został wybrany z czwartym numerem w zeszłorocznym drafcie, rozgrywa naprawdę obiecujący sezon. Wśród pierwszoroczniaków NBA zajmuje drugie miejsce pod względem zdobytych punktów, trzecie w przechwytach i czwarte w asystach. Poprzedniej nocy zanotował 20 punktów, 7 zbiórek i 4 asysty. 22 punkty, 3 asysty De’Aarona Foxa. Dla Wolves 25 punktów (10/15 FG), 3 zbiórki i 3 asysty Anthony’ego Edwardsa. Z ławki 20 punktów, 7 zbiórek, 4 asysty i 2 bloki Nazra Reida.
Los Angeles Clippers - Sacramento Kings 111:110
Zdecydowanie najciekawsze spotkanie spośród wszystkich rozegranych poprzedniej nocy. Tzw. “hook shot” Kawhiego Leonarda załatwił sprawę dla Los Angeles Clippers w ostatnich sekundach dogrywki. To trzecia wygrana z rzędu podopiecznych Tyronna Lue, którego na linii w tym meczu nie było, ponieważ zgłosił problemy z plecami i zastąpił go jego asystent - Brian Shaw. James Harden trafił rzut z półdystansu, wyrównując wynik na 97:97 na 11,9 sekundy przed końcem czwartej kwarty. Zach LaVine spudłował rzut równo z syreną, co doprowadziło do pięciominutowej dogrywki. Kings roztrwonili siedmiopunktową przewagę na 1:40 przed końcem regulaminowego czasu gry. Clippers wygrali dogrywkę 14-13, a kluczowe punkty zdobył Derrick Jones Jr., który najpierw trafił z gry, a następnie zanotował decydującą trójkę po wyrównującym rzucie DeRozana na 104:104. Ostatnie słowo należało jednak do lidera. Kawhi Leonard przejął piłkę na szczycie i ruszył między obrońców w kierunku kosza. Jego rzut odbił się od obręczy, zanim ostatecznie wpadł i dał LAC wygraną. Mimo trwającej nieobecności Domantasa Sabonisa i Malika Monka, Kings bardzo ambitnie się rywalom stawiają. 30 punktów (12/22 FG), 7 zbiórek LaVine’a oraz 31 punktów (9/20 FG), 10 asyst i 7 zbiórek DeMara DeRozana. Dla Clippers 29 punktów (10/19 FG), 11 asyst i 9 zbiórek Hardena oraz 22 oczka i 14 zbiórek Ivicy Zubaca.