Jimmy Butler nie ma zamiaru przegrać meczu w tegorocznych finałach konferencji. Minionej nocy poprowadził Miami Heat do drugiego zwycięstwa w serii z Boston Celtics - i to na wyjeździe. Teraz rywalizacja przenosi się na Florydę.
Od pierwszych minut byliśmy świadkami bardzo wyrównanego meczu, a do przerwy Miami Heat schodzili prowadząc czterema „oczkami”. Po przerwie wydawało się, że Celtics przejmują kontrolę nad meczem po tym, jak wygrali trzecią odsłonę 11 punktami. Później nadeszła jednak rewelacyjna czwarta kwarta w wykonaniu Butlera. W ciągu ostatnich sześciu minut lider Heat zdobył dziewięć punktów - dokładnie tyle samo, ile wszyscy zawodnicy Boston Celtics! Dodajmy do tego, że Jaylen Brown i Jayson Tatum w czwartej kwarcie nie trafili żadnego rzutu z gry. To nie jest dobry prognostyk przed meczami w Miami. Miami Heat triumfowali dziś 111:105.
- Uwielbiam Jimmiego w takim wydaniu. Ale tak naprawdę to nie ma żadnego znaczenia. Bardzo się jednak cieszę, że teraz ludzie zwracają na to większą uwagę. Bo Jimmy jest zawodnikiem, który uwielbia rywalizację. I świetnie się w niej odnajduje - powiedział po meczu Erik Spoelstra.
Butler ostatecznie zakończył mecz z 27 punktami, 8 zbiórkami, 6 asystami, 3 przechwytami i 2 blokami - warto odnotować, że taką linijkę osiągnął nie trafiając żadnej trójki (rzucał tylko raz). Zwycięstwa Heat nie byłoby jednak, gdyby nie rewelacyjne zawody Bama Adebayo. Podkoszowy zdominował swoją strefę boiska, notując świetne 22 punkty, 17 zbiórek oraz 9 asyst. Fantasyczne zmiany z ławki dali też Caleb Martin i Duncan Robinson, którzy nie tylko trafili po trzy trójki, ale także notowali kolejno 25 i 15 „oczek”.
Najlepszym zawodnikiem Celtics był zdecydowanie Jayson Tatum, który zdobył 34 punkty, 13 zbiórek i 8 asyst. Zanotował jednak też 5 strat. Zdecydowanie zabrakło dziś Jaylena Browna, który „nie dojechał”. Rzucający trafił zaledwie 30,4% oddanych prób, kończąc mecz z 16 punktami. Za wiele nie pomógł też Robert Williams, który zapisał 13 „oczek” i zaledwie 3 zbiórki.
Trzeci mecz zostanie rozegrany już w nocy z niedzieli na poniedziałek.