Darvin Ham wrócił na ławkę trenerską Milwaukee Bucks po dwóch sezonach na czele Los Angeles Lakers. W obronie swojego asystenta stanął Doc Rivers, który stwierdził, że to co się stało w LA nie ma dla niego sensu.
Zaraz po tym, gdy w maju tego roku Los Angeles Lakers zrezygnowali z usług Darvina Hama, ten wrócił do Milwuakee, gdzie dołączył do sztabu szkoleniowego Doca Riversa. Wcześniej pracował dla Bucks w latach 2018-2022. Czas spędzony z Lakers zakończył z dwoma znaczącymi osiągnięciami, czyli finał Zachodniej Konferencji oraz zdobycie trofeum w historycznym, bo pierwszym, NBA Cup. Problem polegał na tym, że Lakers mieli rozczarowujący sezon 2023/24 i coraz głośniej było o niejasnych relacjach szkoleniowca z zawodnikami.
Zobacz także: Debiut Thompsona
- Przede wszystkim, on jest tu jeszcze dłużej niż ja. Wie rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Ma relacje z zawodnikami, jest osobą, której mogą zaufać - zaczął Rivers. - Nie będę wchodził w całą sprawę, która tam miała miejsce, ale poprowadził zespół do Finałów Konferencji Zachodniej, w kolejnym roku wygrał turniej, a potem go zwolnili. To dosłownie nie ma sensu, ale takie rzeczy się zdarzają. Zdarza się to nam wszystkim. To część tego, co robimy. Ale Darvin Ham to trener, który powinien być przy linii bocznej i chciałem, żeby był obok mnie - dodał.
Lakers w drodze po puchar turnieju pokonali Phoenix Suns, Memphis Grizzlies, Portland Trail Blazers i Utah Jazz w fazie grupowej, a następnie wygrali z Phoenix Suns i New Orleans Pelicans w fazie pucharowe. W finale Anthony Davis i LeBron James połączyli siły, aby pokonać Indianę Pacers. Niestety to był ostatni pozytywny akcent poprzednich rozgrywek w wykonaniu LA Lakers. Historyczna wygrana w turnieju nie była wystarczająco mocnym argumentem, by zatrzymać Hama w rotacji. Nie dziwi nas jednak to, że Doca Riversa to… dziwi.