Kristaps Porzingis nie pojawił się na parkiecie w czwartym meczu serii finałowej z Dallas Mavericks. Boston Celtics przegrali aż 84:122 i teraz rywalizacja przenosi się do Bostonu. O niespodziankę będzie jednak piekielnie ciężko.
Łotewski podkoszowy miał być do dyspozycji trenera – tak powiedział Joe Mazzulla przed spotkaniem. Dodał jednak, że wypuści go na parkiet tylko wtedy, gdy zespół faktycznie będzie tego potrzebował. Wydaje się, że dzisiejsze spotkanie było właśnie takim meczem, ale widząc przeogromną przewagę Mavericks – szkoleniowiec wolał dać mu odpocząć.
Porzingis nie wybiegł na parkiet także w trzecim meczu z powodu poważnej kontuzji lewej nogi. Kristaps już wcześniej w tych Play-Offach miał problemy ze zdrowiem – ze względu na uraz łydki opuścił aż 10 meczów. W finałach pokazał się jednak z fantastycznej strony w pierwszych dwóch emczach, całkowicie dominując w „pomalowanym”. Jak na razie 28-latek notuje w serii 13,5 punktu, 5 zbiórek, 1,8 bloku oraz 1,3 asysty.
O dzisiejszym spotkaniu fani drużyny z TD Garden będą chcieli jak najszybciej zapomnieć. W pewnym momencie Mavericks prowadzili już 48 punktami, co jest najwyższym prowadzeniem w historii finałów NBA. W tym spotkaniu zdecydowanie zawiedli liderzy, którzy grali na bardzo słabych skutecznościach: Jaylen Brown (25%), Derrick White (25%), Jayson Tatum (40%) czy Jrue Holiday (40%). Ponadto ci dwaj ostatni koszykarze mieli niespotykanie wysoki +/-. Skrzydłowy na poziomie -33, a rozgrywający -38.