Grecja z Giannisem Antetokounmpo na czele dwoiła się i troiła w starciu z Kanadą, ale to okazało się za mało na Shaia Gilgoeusa-Alexandra i spółkę. Podopieczni trenera Jordiego Fernandeza triumfowali 86:79.
Kanada fantastycznie weszła w to spotkanie, popisując się przede wszystkim bardzo dobrą obroną na całym boisku. Grecy w pięć pierwszych minut oddali zaledwie pięć rzutów, a drogę do kosza odnalazł zaledwie jeden. Z czasem rozkręcać zaczął się jednak Giannis Antetokounmpo, dzięki którego wjazdom Kanada prowadziła po 10 minutach zaledwie czterema punktami.
Druga część meczu to znowu świetny początek Kanadyjczyków, których w ofensywie fantastycznie napędzał Shai Gilgeous-Alexander. Bardzo przyjemnie oglądało się również RJ Barretta, który śmiało atakował kosz. Końcówka kwarty znów była jednak bardzo dobra dla Greków, którzy schodząc do szatni przegrywali 38:48.
Po zmianie stron Kanadyjczycy ruszyli do ataku i po dwóch minutach gry powiększyli swoje prowadzenie do 16 „oczek”. Długo ta fantastyczna gra nie potrwała, bowiem po wjazdach Giannisa i trójce Nicka Calathesa przewaga skurczyła się do ośmiu punktów. Sporym problemem Kanadyjczyków był fakt, że Lugentz Dort i Dillon Brooks po 15 minutach mieli już po cztery faule. Po trzech kwartach Kanada prowadziła 68:60, ale wciąż wszystko mogło się w tym spotkaniu wydarzyć.
Sędziowie w tym spotkaniu bardzo często używali swoich gwizdków, czego byliśmy świadkami także w czwartej kwarcie. Grecy od samego początku byli na bardzo dobrej drodze, by odrobić stratę i było to tak naprawdę możliwe już po czterech minutach, ale dwukrotnie pudłowali łatwe rzuty spod samego kosza. To się szybko zemściło – Kanada trafiła dwie trójki i znów uciekła na 10-punktowe prowadzenie. Mimo to - Grecy za sprawią Giannisa w samej końcówce zbliżyli się już na trzy "oczka", ale nie byli w stanie postawić "kropki nad i", ostatecznie ulegając 79:86.