Generalny menadżer Dallas Mavericks usiadł przed kamerami i nie do końca wiemy, czy to był na pewno dobry pomysł. Spytany o Lukę Doncicia, stwierdził jedynie, iż nie zdawał sobie sprawy, że ten jest tak bardzo przez fan-base Mavs uwielbiany.
Niewykluczone, że lepiej byłoby schować Nico Harrisona na jakiś czas do szafy. Problem polega na tym, że nie pozwalają na to kwestie proceduralne i wizerunkowe, gdyż Harrison - jako generalny menadżer drużyny - musi brać odpowiedzialność za podejmowanie decyzje sportowe. Dallas Mavericks zakończyli sezon w turnieju play-in, przegyrwając swoje starcie o awans z Memphis Grizzlies. W takiej sytuacji dobrą praktyką jest zorganizowanie spotkania z dziennikarzami. Harrison zasiadł przed mikrofonami i kamerami. Gdy spytano go o Lukę Doncicia, odpowiedział.
- Wiedziałem, że Luka jest ważny dla fanów. Nie zdawałem sobie jednak sprawy, jak bardzo - powiedział dziennikarzom. - Tak naprawdę patrzyliśmy na to w ten sposób: jeśli wystawiasz zespół złożony z Kyriego Irvinga, Klay’a Thompsona, P.J. Washingtona, Anthony’ego Davisa i Derricka Lively’ego, to naszym zdaniem jest to drużyna na mistrzostwo. Wygrywalibyśmy na wysokim poziomie, a to uciszyłoby część oburzenia - dodał.
To się dopiero okaże, jeśli wymieniony przez Harrisona trzon pozostanie na kolejny sezon w niezmienionej formie. Nie da się ukryć, że taki zestaw graczy daje trenerowi Jasonowi Kiddowi dużo pola do popisu, lecz faktyczny potencjał tej drużyny stoi pod znakiem zapytania. W trakcie konferencji GM Mavs przyznał również, że zakuło go serce, gdy kilka tysięcy kibiców krzyczało “Fire Nico” w trakcie domowych meczów Mavs. Dużym wyzwaniem będzie dla niego odzyskanie zaufania społeczności w Dallas. Wszystko de facto zależy od tego, jak będzie się układał dla Mavs kolejny sezon.