Oklahoma City Thunder pokonali Memphis Grizzlies aż 51 punktami i byli niezwykle blisko, by odnieść najwyższe zwycięstwo w historii Play-Offów (58 punktami). Bardzo cenne zwycięstwo na wyjeździe odnieśli też Golden State Warriors, którzy pokonali Houston Rockets.
Duet Stephen Curry - Jimmy Butler może w Play-Offach naprawdę namieszać. Tej nocy pozostali gracze nie mieli najlepszej skuteczności, bądź nie rzucali za dużo, a drużyna Steve’a Kerra i tak odniosła zwycięstwo. Curry w niecałe 40 minut gry zapisał 31 punktów, 6 zbiórek oraz 3 asysty, a Butler grający o dwie minuty więcej uzbierał 25 punktów, 7 zbiórek, 6 asyst oraz aż 5 przechwytów.
Rockets najwięcej do powiedzenia mieli w strefie podkoszowej - tak, jak wszyscy się spodziewali. Alperen Sengun zapisał 26 punktów i 9 zbiórek, popisując się tez rewelacyjnym wsadem nad Draymondem Greenem. W barwach Rockets zawiedli zdecydowanie Fred VanVleet (4/19 z gry, z czego 2/13 za trzy) i Jalen Green (3/15 z gry). Obrona Golden State Warriors naprawdę się tutaj spisała.
Takiego lania nikt się nie spodziewał. Thunder w pierwszym meczu serii naprawdę świetnie się bawili i nie musieli się bardzo starać, by ośmieszyć Grizzlies. Najlepszym tego przykładem jest to, że Shai Gilgeous-Alexander po raz pierwszy od ponad pół roku nie zapisał na swoim koncie 20 „oczek”. Rozgrywający spędził na parkiecie jedynie 23 minuty, zapisując 15 punktów. Sporo czasu w tym spotkaniu dostali zmiennicy, a najlepszym strzelcem z 21 „oczkami” okazał się Aaron Wiggins.
Najlepszymi strzelcami ekipy z Memphis byli Ja Morant i Marvin Bagley III, którzy zapisali po 17 punktów. Reszta graczy będzie chciała jak najszybciej zapomnieć o tym występie. Rozgrywający zespołu już przyznał, że drugiego tak słabego meczu na pewno nie rozegrają, a jeśli uda im się wyrównać stan rywalizacji, to ten mecz będzie absolutnie nieistotny.