To coś, o czym LeBron James nie będzie opowiadał swoim wnukom. Do wielu wyróżnień, które ma w swoim dorobku, dokłada kolejne, choć zapewne nie będzie z niego szczególnie dumny.
W trakcie ostatniej gali “Złotych Malin” - nagród przyznawanym za absolutnie najgorsze rzeczy, jakie zdarzyły się w kinematografii na przestrzeni ostatniego roku, “Space Jam: A New Legacy” było nominowane w czterech kategoriach i otrzymało aż trzy “wyróżnienia”. Wśród nich nagroda dla najgorszego aktora, która przypadła odtwórcy roli LeBrona Jamesa, czyli… LeBronowi Jamesowi. Gra aktorska zawodnika Los Angeles Lakers nie została doceniona przez krytyków.
Zobacz także: Irving mówił to samo już w Bostonie
Na film spadła fala krytyki. Oceny były bardzo słabe. Jednak z uwagi na sentyment i dobrą promocję, projekt zarobił ponad 162 miliony dolarów, czyli o 12 milionów dolarów więcej niż poświęcony na niego budżet (150 milionów dolarów). Zatem w opinii Warner Brosa aż taką klapą nie był. Mimo to w trakcie złotych malin zgarnął nagrodę za najgorszego aktora, najgorszy preguel, sequel, rip-off oraz najgorsze “combo”, czyli połączenie LeBrona z Warner Brosem.
James podkreślał, że pobierał lekcję aktorstwa przed kręceniem swojego “Kosmicznego Meczu”. Jednak eksperci nie zostawili na nim suchej nitki. Występ przed kamerą nie poszedł mu tak, jakby sobie tego życzył i zapewne złota malina nie stanie obok pierścieni, medali Igrzysk czy statuetek MVP. Czy James powinien się tym faktem przejmować? Nieszczególnie, bo w jego opinii “Space Jam” był filmem głównie dla młodszej widowni, a nie tej, która żyła fenomenem z 1996 roku.